Ojciec Paweł Ruszel był znany i podziwiany przez wielu. Kochali go parafianie i byli wdzięczni za modlitwy, które w ich intencji odprawiał. Cenili i wzorowali się na nim współbracia dominikanie. Ojciec Ruszel modlił się często i żarliwie przed obrazem Matki Boskiej, który dziś możesz zobaczyć w Kaplicy Ruszlowskiej. Tak się nazywa właśnie od jego nazwiska.

Zakonnik prowadził bardzo ascetyczny tryb życia. Nie wiesz, co to znaczy? Hmmm... najlepiej będzie, jeśli zapytasz o to rodziców. Oni wytłumaczą ci dokładnie. Ascetycznie - krótko mówiąc - to skromnie, pobożnie, oszczędnie i prosto. O żadnych zbytkach nie ma mowy. Ciasto na deser wykluczone!

Pewnego dnia ojciec Ruszel zachorował. Nie pomogli ani lekarze ani gorące modlitwy braci i wszystkich parafian. Zakonnik zmarł.

Jakież jednak było zdziwienie, kiedy przed pogrzebem odkryto, że... nigdzie nie ma ciała ojca Ruszla! Ludzie zaczęli szeptać, że widocznie Bóg zabrał do siebie nie tylko duszę, ale i ciało ojca Ruszla. I zaczęto myśleć o nim, jak o świętym.

U dominikanów działy się tymczasem dziwne rzeczy. Same grały organy, a na korytarzach pojawiał się cień. Braciszkowie pochylali wtedy głowy i modlili się głośno, a na twarzach czuli chłodny podmuch. Zjawa nie robiła nikomu krzywdy. Z czasem wieść o niej rozeszła się po całej okolicy. Mówiono, że była podobna do ojca Ruszla.

Minęło ponad dwieście lat. Niezwykły cień wciąż pojawiał się w klasztornych murach, choć nie było w nich już dominikanów. Władze carskie zajęły klasztor i wypędziły z niego zakonników. Pewnego dnia dwaj żołnierze zobaczyli zjawę. Jeden z nich uciekł z krzykiem, a drugi strzelił z karabinu. Kula utkwiła w ścianie. Postanowiono sprawdzić, co się za nią kryje. Okazało się, że w ścianie była wnęka, a w niej ludzki szkielet! Trzymał w dłoni różaniec i szkaplerz ojca Ruszla! Od tamtego dnia zjawa nie pokazała się więcej.

Nie rozumiesz? Nie, wcale nie jesteś za mały. Wiesz, że jak ktoś jest bardzo dobry, a taki był ojciec Ruszel, to zasługuje na podziw i szacunek, prawda? Zdarza się jednak czasem, że z dobrej woli, ale zupełnie niepotrzebnie, chce się jeszcze bardziej podnieść czyjeś cnoty. Stąd się wzięła powtarzana przez wszystkich historia z wniebowzięciem ciała ojca Ruszla. Ale jego dusza nie mogła się pogodzić z tym, że czczą go jak świętego, więc została na ziemi dopóty, dopóki cała sprawa się nie wyjaśniła.

(tekst: Grażyna Lutosławska; ilustracje: Tomasz Wilczkiewicz)