Oj, uważaj! Nie dotykaj teraz palcami do swojej koszulki! Masz brudne ręce. To pewnie po tym sprawdzaniu, czy mury Trybunału są pomarszczone. Ja tylko mówiłem, że są stare.

Wejdziemy do środka. Umyjesz się, a ja pokażę ci tajemniczy ślad. Daj rękę. Nie bój się, nie pobrudzisz mnie. Przecież jestem duchem. Widziałeś kiedyś brudnego ducha? A, w ogóle nie widziałeś? No to dobrze, że się wreszcie spotkaliśmy. Pamiętasz o tym, że chciałbym żebyś znalazł dla mnie imię? Dobrze, dobrze, nie poganiam cię, tyle czasu czekałem, to mogę poczekać jeszcze trochę.

Tu gdzie teraz jesteśmy, dawno temu przychodzili ludzie po sprawiedliwość. Jak ktoś komuś zrobił krzywdę, to obaj byli wzywani do Trybunału: ten skrzywdzony i ten, który wyrządził krzywdę, a sędziowie wydawali wyrok. Wysłuchiwali jednego i drugiego, a później mówili: to pan narozrabiał, pana wina, musi pan teraz ponieść karę. Trochę tak jak w domu, kiedy ktoś stłucze wazon. No pewnie, że to nie ty. Ty tylko przechodziłeś, a wazon sam spadł. Mama słucha później, jak to było, i mówi: to nie twoja wina. Albo: ty stłukłeś, będzie kara.

Przyjechała kiedyś szukać sprawiedliwości w Trybunale biedna wdowa. Jeden pan zabrał jej dom. Pan był bogaty i dał sędziom w Trybunale dużo pieniędzy, przekupił ich po prostu, żeby powiedzieli, że jest niewinny. A przecież był! Wdowa bardzo płakała, kiedy sędziowie wydali niesprawiedliwy wyrok. Tak bardzo i tak głośno, że usłyszeli ją czarci! Diabły prawdziwe, takie z długimi ogonami i różkami. Przyjechali do Lublina w środku nocy, karetą zaprzężoną w cztery kare konie. Lepiej nie pytaj, skąd. Byli bardzo elegancko ubrani. Weszli do Trybunału i usiedli za stołem. Tym samym, za którym sędziowie siadali w dzień. Zawołali biedną wdowę i kazali jej jeszcze raz opowiedzieć całą historię. Kiedy skończyła, krzyknęli: „to skandal!“  i uradzili, że trzeba oddać kobiecie dom, a później ukarać tego pana, który jej go zabrał. Wyjęli papier, napisali na nim, co postanowili i przybili pieczątkę. Jeden z nich podniósł do góry lewą łapę. Musisz wiedzieć, że ich łapy są gorące od ognia, którego tam, gdzie mieszkają nie brakuje. Kiedy czarcia łapa opadła na dokument, zostawiła swój ślad nie tylko na nim, ale i na stole!

Diabły odjechały karetą do siebie, wdowa pojechała do odzyskanego domu, a w Lublinie do dziś można zobaczyć ślad po tym wszystkim, co wydarzyło się w Trybunale dawno temu.
Chodź, pokażę ci ten stół. Znajdziemy go w Zamku. Umyłeś już ręce? Nie radzę ci wycierać ich o spodnie. Twoja mama ma czujne oko. Od razu zobaczy ślady. A dobrze wiesz, że jest nieprzekupna, więc wyrok będzie sprawiedliwy i sam czart ci nie pomoże.

(tekst: Grażyna Lutosławska; ilustracje: Tomasz Wilczkiewicz)