Oj, uważaj! O mały włos, a potknąłbyś się o kamień! I nieszczęście gotowe. Prawdziwe nieszczęście, a nie jakiś tam marny guz na czole czy podrapane kolano. To jest „kamień nieszczęścia“! My duchy omijamy go z daleka. Ktokolwiek miał z nim do czynienia, ten miał poważne kłopoty. Nawet psy.

Dawno temu - zauważyłeś, że w legendach wszystko dzieje się dawno temu? Zupełnie jakby dawne czasy były bardziej niezwykłe. A przecież twoje czasy też są ciekawe, prawda? Tak więc - dawno temu, kamień leżał w zupełnie innym miejscu. Pewna kobieta niosła mężowi obiad w glinianych garnkach. Kiedyś mąż w czasie przerwy obiadowej w pracy nie mógł wyskoczyć na lunch do restauracji, czy do budki z frytkami, bo nie tylko nie było restauracji, budek, ale i lunchów. Obiad w domu gotowała żona. No to ugotowała i niosła. Kobieta zamyśliła się jednak i potknęła o kamień. Garnki wypadły jej z rąk i rozbiły się, a cały obiad wylądował na kamieniu. Kobieta poszła gotować drugi, a do kamienia podbiegły psy i zaczęły ucztę. I co? Wszystkie po chwili zdechły!

Tak, wiem, to straszne. Wszystko to, co ma związek z tym kamieniem jest straszne. Pewien piekarz użył go do budowy swojej piekarni. Jak myślisz, co się stało? Piekarnia spłonęła. A kiedy w Lublinie budowano skład prochu strzelniczego i użyto tego kamienia, to huk był na całą okolicę, a może i dalej, bo prochownia wyleciała w powietrze.

Kiedyś znowu zakonnicy postanowili zrobić coś, żeby kamień stracił swoją okrutną moc. A że właśnie budowali kościół, pomyśleli: zamurujemy nieszczęsny kamień we wnętrzu kościoła! I co? Nagle zaczęło brakować pieniędzy na budowę i kościół nigdy nie powstał.
Kamień wędrował po mieście. Nie sam rzecz jasna, tylko za sprawą ludzi, którzy najczęściej nie wiedzieli, jaką ma moc i niechcący sprowadzali na siebie nieszczęście. Byli jednak i tacy, którym się wydawało, że są silniejsi niż jakiś tam kamień i nic się im nie stanie. Ale kamień zawsze przynosił nieszczęście. W końcu to zrozumiano i od lat nikt go już nie rusza. Leży tu, koło Bramy Trynitarskiej.

Podobno cała ta historia nieszczęść związanych z kamieniem zaczęła się wtedy, kiedy przed wiekami, kat stawiał na nim pień drzewa, na którym ścinał głowy skazanym na śmierć. Pewnego dnia sąd skazał na ścięcie niewinną osobę. Dębowy pień nagle pękł i topór zrobił w kamieniu głęboką rysę.

Tak sobie myślę, że dopóty dopóki będzie widać tę rysę, kamień będzie przynosił nieszczęście. Może rysa zniknie, jak już więcej nikt nikogo nie będzie niesprawiedliwie  oceniał?

(tekst: Grażyna Lutosławska; ilustracje: Tomasz Wilczkiewicz)